wtorek, 13 października 2009

Elisabeth David i jajka

Obejrzałam właśnie program o Brytyjce , która uczyła powojenną populację wysp dobrego jedzenia. Napisała parę książek o gotowaniu,pokazała parę sposobów na apetyczne podawanie pożywienia i w końcu otworzyła w Londynie sklep z akcesoriami kuchennymi.
Tyle o Elisabeth David.
A jajka? Otóż właśnie w tym programie pokazywano, jak - zgodnie z brytyjskim standardem - oddziela się żółtka od białek : rozbija się jajko nad miseczką, wyrzuca do tejże miseczki jedną część skorupki, drugą, wylewa żółtko na dłoń i pozwala białku spłynąć między palcami.
Moja dusza obruszyła się natychmiast na takie marnotrawstwo - białko do wyrzucenia?

piątek, 25 września 2009

Czarna dziura nożykowa

Czarna dziura skarpetkowa znana jest jak świat długi i szeroki. Słyszane są co prawda opinie, ze to potwór pralkowy, ale nie nazwa lecz funkcja jest ważna. COŚ powoduje znikanie skarpetek, koniecznie pojedynczych.
Stanęłam dzisiaj przed zagadką: czy to, co powoduje znikanie moich ukochanych małych nożyków do jarzyn to ta sama czarna dziura, czy też może inny gatunek? Nie zjada normalnych noży stołowych. Nie rusza noży chlebowych i innych dużych. Wciąga wyłącznie małe nożyki z kolorowymi uchwytami.

wtorek, 22 września 2009

Kaczka po pekińsku

Syn zażyczył sobie na imieninowy obiad chińszczyznę w moim wykonaniu. Skoro taka okazja, to może wreszcie zmierzę się z kaczką po pekińsku? Toż danie bankietowe, jak oznajmiają liczne książki o kuchni chińskiej. Kaczke nabyłam, zrobiłam co trzeba.



Zjedliśmy ; danie się udało: skorka krucha, mięso soczyste, ale powtarzać nie mam zamiaru. Bo jak mawiał mędrzec "...kaczka, za dużo na jednego, za mało na dwóch"

poniedziałek, 14 września 2009

Tęsknota za drzewami

Przez skrajnie intensywny tydzień biegałam po różnych zabytkowych miastach. Fajnie było, nie powiem. Ale kamiennie. Nawet gdy wyniosło nas w interior, to tez było tylko trawiasto i płasko. Tam zdałam sobie sprawę,że tęsknię za drzewami. Za zielenią w masie, za lasem. Na szczęście, gdy wyglądam przez okno własnego mieszkania mogę zawiesić oko na cudownej zielonej plamie ogródków działkowych. Jak zwykle "... sami nie wiecie co posiadacie".

środa, 19 sierpnia 2009

Miało być o tym i o owym


Jakoś tak wakacyjnie zbierałam fochy i fumy oraz wapory żeby się powywnętrzać.Ale kiedy po raz kolejny spojrzałam na zdjęcie panoramy, jaka rozpościerała się z okna naszej kwatery w Solcu-Zdroju - spłynął na mnie spokój.
Donoszę więc tylko, że założyłam bliźniaczy blog poświęcony wyłącznie kulinarkom.

http://kulinarki.blogspot.com/

smacznego!

wtorek, 14 lipca 2009

Zostawcie mi złudzenia!

Kolejny spektakl operowy w kinie. Dźwięk prima sort, obraz takoż. Jednym z elementów spektaklu ( Rossini: Podróż do Reims) jest przedstawienie teatru marionetek. Wspaniale prowadzone lalki tańczą balet klasyczny, widzimy nawet mistrzowsko poruszających operatorów. I widzę, jak lalki są pozszywane, gdzie maja doczepione druty. Szkoda, przecież tutaj umowność jest konieczna! Ja powinnam wierzyć, że to prawdziwie tancerki robią pas de quatre.
Przy tak ogromnych powiększeniach na ekranie widzę też, że śpiewacy maja peruki. Doskonale uczesane, świetnie założone, niemal idealnie zamaskowane podkładem... tylko że światło się załamuje na siateczce. Że już nie wspomnę o strugach potu na czołach czy paskudnych ostrych zmarszczkach. Z widowni w La Scali ich nie widać, na dużym ekranie, niestety, tak.
A powinnam wierzyć, że wszyscy są młodzi i piękni, że bez wysiłku śpiewają najtrudniejsze, najbardziej karkołomne pasaże i że w tych strojach czują się jak we własnej skórze. Doskonałość ogromnego ekranu obdziera mnie z tych złudzeń. Nie zgadzam się!

piątek, 10 lipca 2009

Gdzie się podziały zapachy?

Właśnie wypłukałam truskawki, pewnie jedne z ostatnich w tym sezonie. Łakomie sięgnęłam po jedną, drugą i rozczarowałam się okrutnie: ani smaku, ani zapachu, ot odrobina kwaśności. Przypomniały mi się wszystkie momenty, w których narzekałam na fakt, że warzywa i owoce mi nie pachną jak trzeba. Nie pachną mi ogórki ( eh, ten aromat pierwszych lutowych ogórków z gumienieckich szklarni) i nie pachnie mi kalafior ( tak, wiem, nie każdy lubi jego zapach). Nie pachną mi szparagi i nie pachną truskawki. Przez wiele lat w drugiej połowie sezonu truskawkowego pojawiało sie stoisko - prawdopodobnie producenckie - które pachniało truskawkami w promieniu kilkunastu metrów. Kolejka po te truskawki zakręcała kilka razy, lekceważąc sąsiednie oferty, tańsze. Pomidory też nie pachną jak powinny, ciekawam co dalej. Czyżby nadeszla epoka "dla oka" tylko?