Wybierz język - 4 opcje
biip
Wybierz czas użytkowania - 4 opcje
biip
Wybierz zwykły/pospieszny/nocny
biip
Wybierz normalny/ulgowy/bagażowy
biip
Wybierz ilość biletów
biip
Wrzuć monety/automat wydaje resztę
biip
Naciśnij przycisk
biip
Bilet ważny po skasowaniu w kasowniku
Czas obsługi automatu: 4 przystanki.....
wtorek, 30 listopada 2010
czwartek, 18 listopada 2010
Pani motyl: 80 kg żywej wagi, 5 kilo botoksu
Spektakl opery w San Francisco: japońska śpiewaczka śpiewa po włosku, ogląda ją polska widownia czytając napisy po angielsku ( polskich nie dowieźli:)). Mimo wszystko warto było - dla duetu Chocho-san i Suzuki.
środa, 3 listopada 2010
Poznańsko z okazji dorocznej
Tym razem trzy niezwykle poznańskie w swej poznańskości zdjęcia:
To są "rury". Twarde, upiornie słodkie, czasami nieco bardziej kruche, charakterystycznie wygięte kawałki ciasta. Obowiązkowo na stoiskach pod cmentarzem.
Ten nagrobek stoi na cmentarzu przy ul. Nowina. Poznaniacy kojarzą natychmiast. Wszystkich innych zapraszam tutaj.
Wracając zaś, w okolicy Podrzewia zachęcał nas taki widok.
Ku żałości ogromnej nie byliśmy głodni, więc nie wstąpiliśmy na degustację. Może za rok?
To są "rury". Twarde, upiornie słodkie, czasami nieco bardziej kruche, charakterystycznie wygięte kawałki ciasta. Obowiązkowo na stoiskach pod cmentarzem.
Ten nagrobek stoi na cmentarzu przy ul. Nowina. Poznaniacy kojarzą natychmiast. Wszystkich innych zapraszam tutaj.
Wracając zaś, w okolicy Podrzewia zachęcał nas taki widok.
Ku żałości ogromnej nie byliśmy głodni, więc nie wstąpiliśmy na degustację. Może za rok?
środa, 13 października 2010
Zlota jesien
Nie do wiary! Jest i jest i jest... słonecznie, ciepło w ciągu dnia, zielono i złotoczerwono na drzewach... piękna jesień.
Długo jej w tym roku nie bylo, a teraz - prosze :)
Długo jej w tym roku nie bylo, a teraz - prosze :)
czwartek, 30 września 2010
Tata odszedl
9 wrzesnia obchodzilismy Jego 88 urodziny - jeszcze kojarzyl, jeszcze wydawalo sie ze sie cieszy mimo pobytu w szpitalu. Dzisiaj moj tesc - jedyny ojciec jakiego mialam - odszedl.
niedziela, 27 czerwca 2010
Z Polski do Polski przez Niemcy
Od mojego domu do granicy jest 12 kilometrów w linii prostej. Podczas słynnego blackoutu ( 8 kwietnia 2008) przy oknie w kuchni na mojej komórce meldowała się niemiecka sieć. Jeździłam z Polski ( Szczecin) do Polski ( Trzcińsko-Zdrój) przez Niemcy ( zdecydowanie lepsza droga) w czasach, kiedy jeszcze nie byliśmy w Unii.Wystarczyło mieć dowód osobisty...
Po drodze robiłam zakupy - pewne rzeczy po prostu kupuje się tam ze względu na jakość ( chemia gospodarcza), cenę i stałą obecność na półkach ( wina) czy brak oferty na rynku polskim ( pasta anchovies).
W centrum handlowym w Schwedt ( 50 km na południe od Szczecina) obserwowałam, jak siła polskich pieniędzy zmienia to miejsce: najpierw przedłużono godziny handlu w soboty. Potem zaczęto wymieniać złotówki na marki. W szczecińskiej prasie pojawiły się całostronicowe ogłoszenia zachęcające do zakupów. Zatrudniono polskojęzycznych sprzedawców.Coraz więcej sklepów przyjmuje płatność kartami kredytowymi. Polacy zostawiają tam duuuużo pieniędzy.
Za to ze stoiska z pieczywem zniknęły ulubione przez nas bułeczki z serem i szynką. Odnalazłam je w innych miastach i na koniec - upiekłam sama! Poczytajcie tutaj : htttp://kulinarki.blogspot.com jak do tego doszło.
Nadal jednak jeździmy do Schwedt po zakupy i zawsze, ale to zawsze spotykamy znajomych, czasami nie widzianych od dawna...
Po drodze robiłam zakupy - pewne rzeczy po prostu kupuje się tam ze względu na jakość ( chemia gospodarcza), cenę i stałą obecność na półkach ( wina) czy brak oferty na rynku polskim ( pasta anchovies).
W centrum handlowym w Schwedt ( 50 km na południe od Szczecina) obserwowałam, jak siła polskich pieniędzy zmienia to miejsce: najpierw przedłużono godziny handlu w soboty. Potem zaczęto wymieniać złotówki na marki. W szczecińskiej prasie pojawiły się całostronicowe ogłoszenia zachęcające do zakupów. Zatrudniono polskojęzycznych sprzedawców.Coraz więcej sklepów przyjmuje płatność kartami kredytowymi. Polacy zostawiają tam duuuużo pieniędzy.
Za to ze stoiska z pieczywem zniknęły ulubione przez nas bułeczki z serem i szynką. Odnalazłam je w innych miastach i na koniec - upiekłam sama! Poczytajcie tutaj : htttp://kulinarki.blogspot.com jak do tego doszło.
Nadal jednak jeździmy do Schwedt po zakupy i zawsze, ale to zawsze spotykamy znajomych, czasami nie widzianych od dawna...
piątek, 26 marca 2010
Krokusy
Chyba to jest najlepszy z dotychczasowych pomysłów na upiększenie Szczecina : dywan krokusów wyłaniający się każdej wiosny na Jasnych Błoniach. Patrzeć - sama radość!
niedziela, 21 marca 2010
Schizofrenia kulturalna
Scena, na scenie "Fidelio" Beethovena. Trochę śpiewania, trochę, naprawdę niedużo, gadania. Śpiewanie po niemiecku, w języku oryginału, nad sceną (na scrollu) tłumaczenie polskie. Gadanie na scenie po polsku, napisy nad sceną - niemieckie. Soliści polscy i niemieccy. Jak nasi śpiewają po niemiecku - nie wiem; za to jak Niemcy mówią po polsku ... trudno zrozumieć. Schizofrenia.
Moje własne zdziwienie : paru chórzystów pokazuje autentyczne tatuaże na torsach. Stereotyp podpowiada mi, że jak to, żulia śpiewa Beethovena? No właśnie. Stereotyp. Schizofrenia.
Oglądałam spektakl w II obsadzie, tej popremierowej. Bardzo mi się podobał. W małym prowincjonalnym teatrze operowym dobre głosy, dobry chór, dobra orkiestra, dobra scenografia - akurat na miarę możliwości dobre przedstawienie. I dobra publiczność, która szczelnie wypełniła salę nie żałując oklasków.
Moje własne zdziwienie : paru chórzystów pokazuje autentyczne tatuaże na torsach. Stereotyp podpowiada mi, że jak to, żulia śpiewa Beethovena? No właśnie. Stereotyp. Schizofrenia.
Oglądałam spektakl w II obsadzie, tej popremierowej. Bardzo mi się podobał. W małym prowincjonalnym teatrze operowym dobre głosy, dobry chór, dobra orkiestra, dobra scenografia - akurat na miarę możliwości dobre przedstawienie. I dobra publiczność, która szczelnie wypełniła salę nie żałując oklasków.
wtorek, 2 marca 2010
Pigwa i okolice
Znajomość z owocami pigwy ( pigwowca!) zawarłam parę lat temu. W formie pigwówki i owocków pozostałych po zlaniu nalewki. Owocki kandyzowałam, pyszne były potem jako część składowa mazurka cygańskiego. Latem tego roku, w Belgii, dwa razy dokonałam odkrycia smakowego: piwo "La Chouffe" i napój "Kompucza". Obydwa smakowały mi wyjątkowo. Dopiero w domu, szukając informacji zorientowałam się, że i do piwa i do napoju dodano sok z pigwy. Przepadłam na dobre. A tu przyszedł do mnie koszyk owoców pigwowca:) stał sobie na balkonie, bom czasu nie miała, a potem zwyczajnie o nim zapomniałam. Przyszła zima, owoce przemarzły - dokładnie jak w przepisie. Skończyło się na rządku słoiczków z galaretką.
Ku mojej ogromnej radości parę dni temu spotkałam zieloną herbatę z pigwą. Jak mi smakuje!
wtorek, 9 lutego 2010
Pumpernikel
Najlepszy na świecie oczywiście jest "Pumpernikel Adama" z Poznania. Cóż, mieszkam gdzie indziej i jakoś nie widzę w sklepach tych charakterystycznych srebrnych opakowań z granatowym nadrukiem i czerwona pieczęcią.
W ostrym napadzie fazy chlebowej porwałam się na upieczenie własnoręczne pumpernikla. Oczywiście nie jest tak dobry jak produkt Adama, ale zupełnie poprawny. Mąż marudzi, pamiętając specyficzny smak delikatesu. Nic to, Adamowi nie dorównam, ale i tak będę piec!
W ostrym napadzie fazy chlebowej porwałam się na upieczenie własnoręczne pumpernikla. Oczywiście nie jest tak dobry jak produkt Adama, ale zupełnie poprawny. Mąż marudzi, pamiętając specyficzny smak delikatesu. Nic to, Adamowi nie dorównam, ale i tak będę piec!
wtorek, 19 stycznia 2010
Bezpralkowo
Ugotowana jestem pralniczo.Od ośmiu dni remont łazienki wyłączył pralkę i resztę mieszkania z normalnego użytku. Stosy brudów rosną na podłodze w salonie, szuflady pustoszeją. Nawet kiedy pralka wróci do pracy ,to i tak nie ma sensu rozwieszać prania w brudnym, zakurzonym pomieszczeniu. Najpierw trzeba solidnie wysprzątać cały dom...
Idę z walizką do przyjaciółki.Pralka zrobi swoje, my poplotkujemy :) fajnie będzie!
piątek, 1 stycznia 2010
Nie do zabicia
"Nie do zabicia" - powiedział mój syn prezentując pięknie oczyszczony i doskonale działający ręczny młynek do kawy, bodaj siedemdziesięcioletni.
"Nie do zabicia" - pomyślałam sprzątając okruchy z obrusa za pomocą ozdobnej szczotki i szufelki.
Moja stara sprężynowa waga jednak jest "nie do zabicia" - stwierdziłam mściwie zwracając elektroniczny prezent w sklepie, zepsuty po dwóch dniach użytkowania.
Szacun - jak dziś się mawia - dla myśli technicznej i doskonałego wykonawstwa epoki przedelektrycznej i przedelektronicznej.
Nie do zabicia :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)