środa, 29 kwietnia 2009

Ogarek piąty

No to o mało nie spaliłam chałupy...
Zlałam wczoraj nalewki z tarniny i z pigwy, odstawiłam, żeby się ustały, a owoce zasypałam skąpo cukrem w garnkach i na gaz postawiłam. Będą kandyzowane. Jechało zajzajerem aż w nosie kręciło, więc przykryłam. I nagle mój ślubny mówi PALI SIĘ. Patrze i przedstawienie widzę: wokół gara i przez dziurki pokrywy wydobywają się błękitne płomienie. Miałam ochotę sfotografować, ale lęk przed pożarem kazał zgasić gaz,błyskawicznie ściągnąć ścierki co lada moment mogły się zająć, zdjąć pokrywkę i zdusić na niej płomienie. I po akcji :) Ślubny ledwo zdążył okiem mrugnąć.
Ale komentarza sobie nie darował: dobrze, że byłaś w kuchni, bo mogło się spalić.
Ano... Kto by pomyślał, że tam jeszcze tyle alkoholu się ostało ( i zmarnowało:)

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Świeca piąta

Beczkę soli zdążyłam spożyć, zanim wreszcie dojrzałam do napisania o SOLI właśnie. Kiedyś się nie zastanawiałam: sól to sól i o co tyle hałasu?
Pierwsze rozróżnienie soli kamiennej i innej przyszło, kiedy uparłam się, ze mi nie smakuje drobniutka biała i śliczna sól warzona. Dla mnie była gorzka i tyle.Potem się naczytałam, jaka to zdrowa jest sól kamienna... :) Dzisiaj poluję na sól do przetworów, kamienną niejodowaną.
Niestety, nie udaje mi się już kupować wielickiej zielonej soli. Może pojawi się znowu , choćby w sklepach ze zdrową żywnością.
Potem natykałam się w przepisach na sól morską. Na skutek splotu okoliczności nabyłam paczkę takiej soli na campingu pod Wenecją ładnych parę lat temu i do dzisiaj używam wyłącznie do posypywania samodzielnie pieczonych solanek, bo ma ładne, duże kryształki.
Amerykańskie przepisy często nakazują użyć soli koszernej. Ba, czymże ona się różni od znanej nam kamiennej? Będę wdzięczna za wyjaśnienia.
Fanaberyjnie brzmią opisy fleur de sel; a przecież to jest sól morska, tyle, że biała i w fantazyjnych kształtach; bardziej do szpanowania ( cena!) niż do użytku.
Udało mi się nabyć indyjską czarną sól. Byłam jej ogromnie ciekawa i mimo ceny ( ponad 6 zł za 100 g) - nie żałuję. Czarna sól jest...różowa, z pojedynczymi czarnymi ziarenkami :) i o konsystencji pyłu. W smaku kojarzy się z gotowanymi jajkami ze względu na zawartość siarkowodoru. Z przyjemnością posypuję nią pomidory na kanapce.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Ogarek czwarty

Mazurki na Wielkanoc muszą być obowiązkowo. Murowane typy to kajmakowy i cygański, inne wedle fantazji gospodyni. Przez wiele lat robiłam jeszcze mazurek pomarańczowy i jeszcze coś wymyślałam. Ale w tym roku nie, nie będzie pomarańczowego ( nikt się o niego nie upomniał, a ja przestałam lubić słodycze). W ogóle tym roku jakoś nie miałam "ręki" do mazurków. Do kajmakowego podchodziłam dwukrotnie i to, co w końcu zrobiłam, wstydzę się podpisać. Cygański też na moje oko nie wygląda jak należy, zobaczymy jaki będzie w jedzeniu, ale ale, no - nie jest udany. Mam jednak cichutką nadzieję, ze grylażowy zyska uznanie. No i piaskowy. Z piaskowym była cała kołomyja. Córka zamówiła babkę piaskową, mnie się wspomniało, że obił mi się o oczy przepis na mazurek piaskowy. Łaskawie się zgodziła. No i kiedy już wyjęłam z pieca mazurek, to taki smutny mi się wydał - zabrałam się do ozdabiania. Wymyśliłam ozdoby z marcepanu. Marcepan na moje mdły jest, więc posmarowałam placek cieniutką warstwą marmolady z gorzkich pomarańczy i dopiero przykryłam cienką warstwą masy. I żeby wątpliwości nikt nie miał, ze to kolejne danie z "trucicielskiej kuchni naszej mamy" położyłam w centralnym miejscu ostrzeżenie.